A zatem…
Poranki sa
trudne.
Dzis obudzilam
sie z jakiegos megaprzygodowego snu – ponoc mozna wrozyc z pierwszego snu w nowym miejscu (od wczoraj piate pietro – cale puste
dla mnie – wieczorem wypatrywalam widmokaretki pedzacej z zamalowano szyba…)
ale zupelnie go po obudzeniu zapomnialam.
Wymarzonej
kawy nie parzylam – troche za dlugo zamarudzilam z przestawianiem budzika. Rano
czas jakos szybciej biegnie. Albo czlowiek na mozgu jest spowolnialy.
Staram sie
zawsze zjesc porzadne sniadanie, bo nigdy nie ma pewnosci kiedy cos uda mi sie
zjesc znowu ;)
Potem
wskakuje w szpitalne ciuchy – ostatnio chodze glownie w fartuchu – cywilne ubrania
niemal nie sa mi potrzebne : ))
I wyruszam
na oddzial. Dzis mialam dalej do pracy wiec odrobine spoznilam sie na wizyte ;)
Chodze tez inna klatka schodowa, mniej uczeszczana i trace codzienne: “Morgen!”
od wszelkich spotkanych osob.
Tutaj jest
zwyczaj, ze wszyscy sie pozdrawiaja. Zarowno personel, jak pacjenci czy
odwiedzajacy. Morgen w roznych wersjach od mochen, mozen po mozien
uzywane jest do poludnia. Potem mowi sie „Tag!“ Moj standardowy blad to tag z
rana. Czasem, jak juz kogos znam ratuje sie „Hallo!“
Te wszystkie slowa maja taka radosnowolajaco-pytajaca
akcentacje, ktorej piszac nie potrafie oddac.
Regularnie chyba tez wychodze na gbura, bo zapominam o tym
morgenowaniu i tagowaniu. Najgorsze jest jak ktos mi mowi „ja, wir haben uns schon
gesehen“ No tak… Moge sie tlumaczyc, ze wszyscy chodza w czapkach i czesto w
maskach…
wiesz jak chodzisz tą klatką w górę i dół to prawie jakbyś była na górskim szlaku
OdpowiedzUsuńehh to "morżen!" to w narzeczu hesseńskim :)
dobrze, że nie Grüß Gott-ują do Ciebie ;)
a na wypadek nocnej zmiany poćwicz: "Abend!"
Taaa...
UsuńMialam napisac, ze jak juz przestalam miec zadyszke wchodzac na to trzecie pietro to przeprowadzili mnie na piate i znowu ledwo dysze dopadajac pokoju ;P
Ale z czasem to bede mega wysportowana! I zaoszczedze na fitnesie jakby co...
I na Kilimandżaro bez obozów pośrednich też dasz rady!
Usuń