niedziela, 10 lutego 2013

Post nr dwadzieścia dwa

A zatem....

To już trzy tygodnie -
trzy niedziele temu, o tej porze mniej więcej, opuszczałam Karków.

Z jednej strony wydaje mi się, że jestem tu już wieki. Dużo się wydarzyło, wszystko nowe, intensywnie przeżywane. W piątek aż się poryczałam z frustracji, że nie mogę powiedzieć tego co chcę, tak by zostało zrozumiane i, że sama nie mogę zrozumieć o co w tej sytuacji chodzi. Potem nadszedł "surprise" i życie nagle stało się prostsze :))

Z drugiej ten czas strasznie szybko minął. Czuję się tu trochę jak na koloni. Albo może bardziej na zielonej szkole czy obozie naukowym jak w liceum. Tak, dokładnie. Są zajęcia. Jest czas wolny. Nowa miejscowość. Tylko nie ma współpobytowców. I posiłków o regularnych porach na stołówce z towarzyszącą temu głupawką. Bo klimat wieczorno-nocnych imprez miałam wczoraj zapewniony. Secunda zaproponowała wypróbowanie opcji hangout w gmailu. Potem dołączyłyśmy Sówów i jeszcze GÖpydów i było jak na Mad Tea Party wszyscy pili herbatę a ja nawet zimorodka. Secunda w przebraniu kota i Polacy z Ameryki absolutnie pasowali do konwencji.


Najlepsze, że mimo iż impreza wirtualna dziś u mnie bałagan jakby wszyscy osobiście tu byli. Ale to cecha małych powierzchni i wina mojego obrastania w piórka. Zadomowiłam się trochę w moim apartamencie :))


Prawdopodobnie w przyszłym tygodniu jakoś wyprowadzę się na kasztanową drogę i może zgodnie z sugestią Molly zmienię nazwę bloga by brzmiała bardziej jak z L.M.Montgomery "Ewa z Kasztanowej Drogi"  ;P

W tym tygodniu pozałatwiałam też większość formalności w pracy, w urzędach. Wygląda na to, że to wszystko naprawdę się dzieje. Choć takie poczucie odrealnienia i przygody nadal posiadam - taki mały mechanizm obronny :))
(http://pl.wikipedia.org/wiki/Derealizacja  ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz